Niedzielne popołudnie spędzone w kinie. Coś dla duszy… połączenie relaksu i pasji… Idąc na salę, zasiadając w ostatnim rzędzie myślałem o stylizacjach wybranych dla poszczególnych bohaterów. Czy będą technicznie poprawne, czy nie pojawią się wizualne koszmarki, którymi będą straszyć naśladowcy na instagramie, bo „w kinie to sie znajo”. Jak było?

 

Stylizacje

 

„Dżentelmeni” to umiejętny przekrój stylów wybieranych przez mężczyzn. Od klasycznej brytyjskiej „dżentlemnenskości” na streetwearze kończąc. Klasyczny smoking, tweedowy 3-częściowy garnitur na spotkanie z właścicielem posiadłości, włoska lekkość w łączeniu marynarki z popoverem na co dzień, kamizelka + szara, wełniana koszula i klasyczne jeansy – brytyjski smart casual, a nawet sportowy dres. Wszystkie propozycje oddają grą kolorów intencje śledzonych przez nas postaci i są piekielnie dobrze dobrane. Pieczołowitość z jaką dopasowano stylizacje do typów urody bohaterów pokazuje ich pozycję względem innych osób (sposób ubioru Rey’a vs styl Fletchera), ich stan emocji oraz emocje jakie chcą wzbudzić w swoich filmowych rozmówcach oraz nas – widzach. Do tego detale takie jak jedwab i aksamit w stylizacjach formalnych, wełniane krawaty w codziennych. Idealnie podejście do wizerunku oddaje zdanie padające w jednej z pierwszych scen przy uroczystej kolacji „Uwielbiam robić wrażenie wizerunkiem przy każdej możliwej okazji (…) wierzę, że wizerunek to odpowiedzialność w każdym aspekcie życia, wyrażający się w garderobie. Na każdy sezon jest wizerunek, a na każdy wizerunek – strategia” – musicie przyznać, że jest to świetne credo dla każdego świadomego mężczyzny.

 

 

 

 

 

 

Dżentelmeni

 

Kim są tak naprawdę w dzisiejszych czasach? Myślę, że ten film może dać na to odpowiedź. To mężczyźni opanowani. Mimo niesamowitego ładunku emocjonalnego każdy dialog rozgrywa się z pełną premedytacją, odpowiednio wywartej na rozmówcy presji. Werbalni gladiatorzy, którzy zamiast obszczekiwać się jak wściekłe ratlerki, swoją stanowczością sprawiają, że nie można ich lekceważyć. Jak partia szachów – jeden nieostrożny ruch i twój król jest nie do uratowania… To ten sam sposób rozgrywania dialogów jak moje lubione kwestie między Varysem a Littlefingerem w Grze o Tron. Dwuznaczne, pokazujące szacunek i świadomość własnych możliwości. Bez względu na to czy w grę wchodzą wielkie pieniądze czy życie dżentelmena… no chyba, że chodzi o życie jego kobiety – to jedyny moment emocjonalnej eksplozji najbardziej wytrawnego z graczy w tej stawce.

„Dżentelmeni” zdecydowanie trafiają na mój osobisty top najlepszych produkcji filmowych. Nie tylko za stylizację, zdjęcia i muzykę, lecz właśnie za sposób ukazania mężczyzny świadomego wizualnie, mentalnie i emocjonalnie – kompletnego. Mężczyzny, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Mężczyzny którego zewnętrznie ubiera świadomy i perfekcyjny garnitur/marynarka/koszula (co kto lubi i jaki kontekst chce zbudować), a jego charakter ubiera prawdziwa KOBIETA czyniąc go niezłomnym.