Pierwsza myśl – nie ma mowy, będę wyglądał jak dziadek. Jednak czy faktycznie jest to dodatek, który nie ma racji bytu w świecie stylowego, nowoczesnego mężczyzny?

Odpowiedź na powyższe pytanie jeszcze rok temu byłaby dla mnie absolutnie jednoznaczna – dziękuję, nie skorzystam. Jednakże praca nad wizerunkiem to nie tylko poglądy tu i teraz, styl i możliwości jakie do dnia dzisiejszego wypracowaliśmy. To droga, na której cały czas jesteśmy i zgodnie z darwinowską myślą ciągle na niej ewoluujemy. Moim ewolucyjnym punktem zwrotnym w ozdobnym zabezpieczaniu okularów, były dołączane do damskiej kolekcji okularów oferowanych przez Optyk Kochański łańcuszki.

Znacie ten cichy głos w swojej głowie – „haha, to się nie dzieje na prawdę”? Właśnie tak się czułem zakładając ten pasek do pierwszej pary okularów. Dodatkowy element silikonowy łączący pasek z okularami lekko drażnił przy dopasowanych zausznikach. Zdecydowanie przyjemność porównywalna z rozchodzeniem nowych, twardych butów. Jednak może tutaj gra również jest warta świeczki? 

Klucz budzi szczęk zamka, schody w dół i maraton dnia codziennego. Idąc ulicą, widząc kątem oka odbicie w witrynach, zaczyna mi się podobać ta koordynacja kolorystyczna. Koniakowy pasek okularów rozciągający dopasowanie elementów skórzanych. W standardowym połączeniu jednego koloru wszystkich elementów skórzanych – buty, pasek spodni, pasek zegarka, torba – w ciekawy sposób podnosi „środek ciężkości”. Chociaż fizyki nie oszukasz i podniesienie punktu ciężkości zawsze zwiększa ryzyko upadku, to zabawa stylem właśnie takim balansowaniem może być. Punkt dla paska – stylistycznie może mieć sens.

Idąc przez dalsze obowiązki dnia przychodzi moment uzupełnienia domowych zapasów. Oczywiście tylko 2-3 drobiazgi, więc koszyk nie potrzebny. Też się tak oszukujecie wierząc, że nic więcej Was nie skusi? Obie ręce zajęte. Wręcz idealny moment dla reguły Murphy’ego. Jeśli coś może pójść nie tak to pójdzie. Przeszywające łaskotanie u nasady nosa, gdzieś w środku i świadomość, że kichnięcia nie unikniesz. Głęboki wdech niby przed zatopieniem i cicha eksplozja wewnątrz płuc. Niema bomba, żeby nikogo nie wystraszyć (nie umiem cicho kichać ) oraz reakcja organizmu której nie zmienisz. Nieznaczne, acz gwałtowne szarpnięcie… okulary poddające się sile grawitacji, a w wyobraźni filmowe wręcz slow motion z pęknięciem szkieł i oprawki na sklepowych ścieżkach konsumpcjonizmu. W tym momencie okulary jednak uratowane. Pasek zatrzymał się na szyi, a do optyka zamiast na zakupy mogę wpaść po prostu na kawę 😀 przede wszystkim bezpieczeństwo. Drugi punkt dla testowanego.

 

Taki jeden dzień prób absolutnie mi wystarczył. Użyteczność i praktyczność jest niepodważalna. Stylizacyjnie, cóż kwestia gustu. Na pewno trudniej znaleźć mi miejsce na taki element w stylizacjach formalnych. Jednak dla aktywnych lub tych, którym szkoda szybko wymieniać okulary z przyczyn losowych nie pozostaje mi nic innego niż cytowanie klasyka „jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie”. 

 

Z resztą, wejdźcie na dandyshop.pl i oceńcie sami